Wszelkie poglądy wyrażone w tekstach na blogu stanowią osobiste przemyślenia autorów i nie są równoznaczne ze stanowiskiem Fundacji.
Osoby znające mnie nieco bliżej mogą zdziwić się tym „coming outem”, wszak zwykle kojarzę się z krytyką wiary i racjonalizmem, podważaniem historyczności Nowego Testamentu w oparciu o analizę porównawczą mitologii basenu Morza Śródziemnego, czy też braku materiałów źródłowych świadczących o prawdziwości jakichkolwiek zdarzeń kluczowych fabularnie opisanych w tymże dziele, jak również znaczących przekłamań odnośnie tła historycznego. Mimo to czuję się chrześcijaninem.
Co czyni chrześcijaninem? Chrzest? Kolejne sakramenty danego odłamu chrześcijaństwa? Głęboka wiara? Takie rzeczy na pewno mogą dawać takie poczucie, w każdym razie w znaczeniu religijnym. Sam jednak nie podzielam tego poczucia i w żaden sposób nie uczestniczyłem i nie uczestniczę w obrzędach żadnego z nurtów chrześcijańskiej wiary. Mimo to niezaprzeczalnie jestem chrześcijaninem. Bez wiary i sakramentów, bez modlitwy i wspólnoty religijnej.
Czym więc jest dla mnie chrześcijaństwo, którego czuję się częścią? Jest ogromnym nawarstwieniem kulturowym, którym przesiąkło życie każdego, kto wychował się w duchu kultury europejskiej. To miliony odniesień, nawiązań, to ogrom sztuki, architektury i stylu.
Czy muszę uznawać prawdziwość Nowego Testamentu lub wierzyć w zarysowane w nim postacie, by zachwycić się pięknem bazylik Rzymu, by z przyjemnością czytać Goethego? By znać i szanować kontekst kulturowy dzieł sztuki rzeźbiarskiej, malarskiej, literackiej, wizualnej, muzycznej?
Możemy nie zgadzać się z religią, nie uznawać jej mitologii, punktować nadużycia hierarchów i duchownych każdej wiary. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że chrześcijaństwo, obok starożytnej Grecji i Imperium Romanum, jest obecnie jednym z najważniejszych filarów dziedzictwa kulturowego szeroko rozumianej kultury europejskiej, sięgającej przecież daleko poza „Stary Świat”. Nomenklatura, archetypy, wyobrażanie świata fizycznego i duchowego biblii obu „testamentów” odcisnęły znaczący ślad w kulturze – od kultury wysokiej, po kulturę masową. Mitologia hebrajska, wraz z mitologią Nowego Testamentu są obecne niemal wszędzie. Nie tylko w starych partyturach, pismach i wierszach, ale i w dziełach stosunkowo współczesnych. Tolkien, Gaiman, C.S. Lewis, Pratchett, Rowling, czy Jacek Kaczmarski – nie sposób w pełni chłonąć ich Twórczość bez znajomości chrześcijańskiego kontekstu kulturowego, którym zręcznie posługiwali się niezależnie od własnych przekonań religijnych. A to nawet nie wierzchołek kulturowej góry lodowej. Nawiązania chrześcijańskie mamy w muzyce dawnej i współczesnej, reklamach przedmiotów użytku codziennego, dowcipach.
Moim zdaniem ateista, buddysta, rodzimowierca, własnowierca, nihilista, chrześcijanin, muzułmanin, wiccanin, rastafarianin, hinduista, żyd, człowiek zwyczajnie niezainteresowany religią, czy ktoś wyznający jeszcze inny prąd religijno-myślowy, by być człowiekiem kultury, powinien poznać biblię – choć raz samodzielnie przeczytać ją w całości. Wzbogacić się o jej kontekst, odkryć liczne smaczki kulturowe. Być człowiekiem kultury i nie znać mitów Rzymu czy Grecji, a najlepiej też Egiptu i Mezopotamii jest nie do pomyślenia. Wszak to źródła milionów nawiązań i zapożyczeń kulturowych. Kontekst, którego nieznajomość jest wielkim uchybieniem i wręcz kulturowym kalectwem. To, że tamte religie pozostawiły po sobie jedynie mity, a praktyka, jeśli istnieje, nie cieszy się szerszym zainteresowaniem, nie ma znaczenia dla głębokiego znaczenia dla naszej kultury.
Kiedyś religijne chrześcijaństwo pewno też zniknie, pozostawiając po sobie jedynie mity… i ogromny wpływ kulturowy. Tak jak dziś wszyscy bezustannie czerpiemy z kultury Greków i Rzymian, tak wciąż będziemy czerpać z kultury chrześcijańskiej. Nawet, gdy Watykan zmieni się w otwarte muzeum, kościoły, zbory i cerkwie staną się kawiarniami, salami koncertowymi i bibliotekami, a po religii chrześcijańskiej zostanie jedynie mitologia. I w tej możliwej przyszłości, wciąż będzie warto poznać biblię – z trąbami wystawionymi przeciw obrońcom Jerycha, rajskim ogrodem, podwodnymi podróżami w wielkiej rybie, miłością i okrucieństwem, dziesiątkami zawartych w niej stylów literackich, piękną „Pieśnią nad Pieśniami”.
Jestem Grekiem pośród oszustw i prawd demokracji zdobnej kolumnami korynckimi, jestem Rzymianinem tocząc walkę z życiem pośród gruzów Forum Romanum, a w zadumie wśród strzelistych łuków gotyckich kościołów i katedr – jestem chrześcijaninem.